Wołoszynowie

Jan i Rozalia (z Hütterów)  Wołoszynowie z synem Zygmuntem byli mieszkańcami Trembowli. Rodzina Rozalii Hütter przybyła na Podole jeszcze w XVIII wieku z Bawarii. Kolejne pokolenia Hütterów na przestrzeni mijających lat ulegały stopniowej polonizacji. Ojciec Jana Wołoszyna, Józef  przybył do Trembowli prawdopodobnie z Sieteszy, gdzie był siciarzem.

Urodzony już w Trembowli syn, znany doskonale jako miejscowa “złota rączka”, po ukończeniu szkoły zawodowej otrzymał zatrudnienie w trembowelskiej elektrowni, mieszczącej się na ul. Pokrówki 5. Do jego obowiązków należał m.in. nadzór nad dwoma potężnymi silnikami diesla, które uruchamiano wówczas, gdy główna elektrownia w pobliskim Janowie z jakiś przyczyn przestawała pracować.

Jak po wielu latach wspominał syn Jana Wołoszyna – Zygmunt – Mój kochany ojciec był zdolnym i pracowitym człowiekiem. Prócz pracy maszynisty w elektrowni obsługiwał także tokarnię, ładował akumulatory, a w wolnych chwilach był inkasentem i utrzymywał cały obiekt w porządku. Jego pracowitość doceniana była przez przełożonych, co przekładało się także na wysokość poborów, które w 1939 roku wzrosły do kwoty 320 zł miesięcznie. Praca w elektrowni miała jeszcze jedną zaletę – rodzina Jana Wołoszyna posiadała prawo do służbowego mieszkania, które ulokowane było na terenie zakładu. Tam właśnie urodził się w 1932 roku Zygmunt. Z okna mieszkania znajdującego się na drugim piętrze rozpościerał się wspaniały widok na trembowelski zamek oraz nowo wzniesiony u jego podnóża, budynek starostwa.

Zajęcie miasta przez Sowietów w 1939 roku nie przyniosło rodzinie Wołoszynów wielkich zmian. Nadal mieszkali w budynku elektrowni, tylko zamiast dotychczasowych kilku pracowników, naraz pojawiło się ich aż 18 nie licząc dyrektora. Tak dorwali do roku 1941, kiedy do miasta weszły oddziały niemieckie. Wkrótce w mieście wydzielono dzielnicę żydowską – getto, w obrębie której znalazła się także elektrownia i mieszkająca w niej rodzina Wołoszynów. Jak mówił po latach Zygmunt Wołoszyn: nie będąc Żydem, stałem się mieszkańcem getta. Obok elektrowni znalazł się posterunek niemieckiej żandarmerii oraz ukraińskiej policji. W pamięci dziesięcioletniego chłopca na zawsze pozostały obrazy publicznych egzekucji dokonywanych na mieszkańcach getta, ich transporty przygotowywane do wyjazdu do Bełżca.

W 1944 roku miasto ponownie zostało zajęte przez wojska sowieckie. Wkrótce rozpoczął się przymusowy pobór do wojska polskiego, a mieszkańcy byli narażeni na ataki grasujących w okolicy band ukraińskich.

W 1945 roku aresztowany został przez NKWD Jan Wołoszyn. Prawdopodobnie Sowieci dowiedzieli się o jego AK-owskiej przeszłości. Tylko dzięki zaradności żony, udało się wyciągnąć jej męża z więzienia. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, Wołoszynowie udali się na stację kolejową, by pierwszym możliwym transportem opuścić miasto, które przestało być dla nich bezpieczne.

Wraz z nimi Trembowlę opuścił ojciec Jana Wołoszyna – Józef. Nowym miejscem ich życia stał się leżący blisko ustalonej właśnie granicy wschodniej – Jarosław. Wołoszynowie zamieszkali na tzw. Przedmieściu Ruskim (Dolnoleżajskim) obok innych wypędzonych ze Wschodu Polaków.