Dachowie

Maria i Józef Dachowie mieszkali w Buczaczu (woj. tarnopolskie) na ulicy Murarskiej wraz ze swymi dziećmi: Łucją i Alfredem. Józef Dach pracował jako urzędnik w sądzie w Buczaczu, żona zajmowała się domem. Rodzina prowadziła w miarę dostatnie i ustabilizowane życie, które legło w gruzach wraz z wybuchem wojny. Miasto najpierw zajęte zostało przez wojska sowieckie, potem nastał okres okupacji niemieckiej. Jednakże dla mieszkańców Buczacza i okolicznych miejscowości najpoważniejszym zagrożeniem stali się ukraińscy nacjonaliści, którzy zaczęli mordować swych polskich sąsiadów.

Jak wspomina po wielu latach pani Łucja Kaniowska (z domu Dach), mieszkańcy Buczacza organizowali samoobronę, do której należał także jej ojciec. Nocami mężczyźni czuwali, by nie dać się zaskoczyć i zamordować podczas snu. O zbliżającym się niebezpieczeństwie miało informować bicie w dzwony. Na ten sygnał kobiety z dziećmi musiały uciekać do leżącej na tej samej ulicy willi należącej do miejscowego lekarza – obszerny budynek mógł pomieścić wiele osób i dawał złudne poczucie bezpieczeństwa. Mężczyźni mieli być gotowi do walki. Na podwórzu domu Dachów wykopany został także specjalny schowek (pod stojącą tam ubikacją), w którym można było się schować.

W trakcie okupacji sowieckiej, rodzina Dachów została wyznaczona do wywózki do Kazachstanu. O tym, że nie doszło do niej zadecydowało następujące wydarzenie: tuż przed deportacją zmarł najmłodszy syn Dachów – 11 miesięczny Alfred. Pogrążona w żałobie rodzina czuwała przy jego trumience, gdy rozległ się łomot do drzwi i sowieccy żołnierze wkroczyli do mieszkania, nakazując spakować się i przygotować do podróży. Wydarzenia  tego wieczoru tak relacjonuje Łucja Kaniowska: mama chwyciła jakiś kij i powiedziała, że naprzód musi pochować dziecko, potem możemy pojechać z nimi. Żołnierze byli jacyś ludzcy, bo zgodzili się na to. Rano rodzice pochowali brata (Alfreda) na cmentarzu w Buczaczu, po czym zaczęliśmy uciekać z jakimiś małymi tobołkami, które łatwo byłoby nieść w rękach (ja zabrałam tylko swoją lalkę).

Dachowie dotarli na stację kolejową w Tarnopolu, gdzie udało im się dostać do pociągu wojskowego, przewożącego żołnierzy niemieckich. W lokomotywie ukrył ich maszynista, któremu zrobiło się żal uciekinierów.
Później, już pieszo dotarli do Mościsk, a stamtąd do Jarosławia, gdzie mieszkała siostra pana Józefa. To właśnie w jej domu na ulicy Szczytniańskiej zamieszkali.

Pierwsze lata pobytu tutaj były bardzo ciężkie – nie tylko ze względu na warunki lokalowe, ale także fakt, że Józef Dach nie mógł dostać pracy co przekładało się na ich codzienne życie.

Wiele lat po wojnie Józef Dach z córką Łucją mieli okazję pojechać do Buczacza i odwiedzić swój dom, który przetrwał wojenną zawieruchę.