Mackiewicz Irena
Mackiewiczowie wywodzili się z polskiej szlachty mieszkającej na Wileńszczyźnie. Dziadek Ireny Mackiewicz dzięki posiadanemu wykształceniu i doświadczeniu, został zarządcą majątku hrabiego Niedźwiedzkiego. Jego syn Wacław po ukończeniu Szkoły Handlowej w Siedlcach, został skierowany do odbycia zasadniczej służby wojskowej we Flotylli Rzecznej Marynarki Wojennej w Pińsku. Po jej zakończeniu poślubił Zofię Hryniuk i jako młode małżeństwo zamieszkali w miejscowości Rzesza (14 km od Wilna), gdzie Wacław Mackiewicz otrzymał posadę urzędnika w urzędzie gminy. W 1936 roku urodziła się córka Irena.
W Rzeszy Mackiewiczów zastał początek wojny. Przyjaźni dotychczas Litwini, wspierani przez władzę sowiecką, wyrzucili z Rzeszy wszystkich mieszkających tam Polaków – w tym także Mackiewiczów, którzy na krótki okres znaleźli schronienie w domu pewnej zaprzyjaźnionej wdowy. Inni Polacy z Rzeszy zdecydowali się na wyjazd do pobliskiego Wilna. Po pewnym czasie Mackiewiczowie przenieśli się do miejscowości Czerwony Dwór, gdzie zamieszkali w opuszczonym przez dotychczasowych właścicieli dworku (rodzina mieszkająca tam uprzednio została aresztowana przez Sowietów). W tym miejscu spędzili około roku.
Wacław Mackiewicz, chcąc zapewnić rodzinie bezpieczny byt, poszukiwał stałej pracy. Udało mu się objąć posadę kierownika mleczarni w miejscowości Ferma oraz zarządcy dużego gospodarstwa rolnego. Dzięki temu rodzina nie tylko sama miała co jeść, ale także mogła wspierać przyjeżdżających z Wilna przyjaciół i znajomych, którzy w mieście głodowali. Tam właśnie przygarnęli pod swój dach hrabiego Niedźwiedzkiego i jego córkę Lilkę.
Ostatnie lata wojny rodzina spędziła w leżącej niedaleko Wilna miejscowości Puszkarnia, gdzie znajdował się duży majątek ziemski. Jego właścicielka przeniosła się do Wilna, a Mackiewiczowie zamieszkali w domu dawnego zarządcy. Podobnie jak w poprzednim miejscu zamieszkania, dzięki gospodarstwu rolnemu, nie cierpieli głodu i mogli pomagać tym, którzy zgłaszali się do nich po wsparcie – wśród nich byli także ukrywający się w pobliżu Żydzi.
W Puszkarni Mackiewiczowie mieszkali już do końca wojny. Wacław Mackiewicz otrzymał pracę w rozlewni mleka w Kuczkuryszkach, a potem w tzw. „Francuskim Młynie” znajdującym się na obrzeżach Puszkarni i Wilna. W tym czasie Irena Mackiewicz rozpoczęła naukę w miejscowej szkole powszechnej, którą następnie kontynuowała w Kolonii Wileńskiej (dzisiaj jest to dzielnica Wilna).
Kiedy zimą 1944/45 na ziemie te weszli ponownie Sowieci, rozpoczęła się nowa fala represji – aresztowania i wywózki na Syberię stały się czymś powszechnym. W Boże Narodzenie 1944 roku NKWD wkroczyło także do mieszkania Mackiewiczów. Przypadek, a może cud sprawiły, że nikt nie został aresztowany. Był to jednak sygnał do opuszczenia ziemi rodzinnej i wyjazdu wiosną 1945 r. w ramach akcji repatriacyjnej na tzw. Ziemie Odzyskane. Irena Mackiewicz z rodzicami znalazła się najpierw w Sulęcinie, a następnie przenieśli się do Szczytna, gdzie Irena ukończyła liceum. Stamtąd wyjechała na studia do Torunia, a potem do Wrocławia. W Toruniu poznała swego przyszłego męża – również pochodzącego z Kresów – Leszka Smoczkiewicza. Po ślubie młodzi zamieszkali najpierw w Sanoku, gdzie Leszek otrzymał pracę w powstającym wówczas Muzeum Budownictwa Ludowego (skansenie). Pod koniec 1969 roku Irena i Leszek Smoczkiewiczowie wraz z córką Olą przyjechali do Jarosławia. Tutaj Leszek objął stanowisko dyrektora Muzeum, a Irena podjęła pracę w Miejskiej Bibliotece Publicznej.
Od lat 80. XX wieku Irena Smoczkiewicz pisze i publikuje (pod panieńskim nazwiskiem) wiersze. Dotychczas ukazało się pięć tomików: Odchodząc stąd, Siódme wrota, Pokonać przestrzeń, Bez puenty i Portret z żonkilem. W przygotowaniu są kolejne utwory, w tym także opowiadania prozą.
Pozostałam w drewnianym domu
nie odeszłam od zapachu chleba
i klonowych liści
klony rosły za domem
pięciopalczaste liście i pieczenie chleba –
a każdą kruszynę
jak hostię pamiętam
to były chleby święte
znaczone krzyżem.
Pozostałam w domu
bielonym wapnem
na skrawku ziemi
gdzie największa cisza wieczorna
ptaków pojedyncze głosy
w starych drzewach.
Wszyscy wracają o zachodzie
na stopach mają rosę
i zmęczone ciężkie ręce
do domu tylko się wraca
stamtąd się nie odchodzi
bo wszystko inne
to tylko obcość
tylko obcość i wieczne poszukiwanie
twarzy i miejsca.
marzec 2002 r.
Nie bój się tej łuny
na zachodzie
tamte ognie nad miastem
paliły się nocą
jasną od świateł
i ciemną od strachu
zrywały się nietoperze
z gwałtownym łopotem
budziły ptaki
ludzie o białych twarzach
padali na kolana
mówili “Pod Twoją obronę”
biegli szukając schronienia
nie wiedząc dokąd
Ostrobramska chyliła głowę
zapomnij o lęku
to było tak dawno
jakby pożar Rzymu
bo czas się wydłuża
i skraca
nie bój się tej łuny
na zachodzie
niebo się uspokoi
zblednie
na firmament
wypłynie Wenus
i znowu będziemy
liczyli gwiazdy
marzec 2002 r.