Helena Petynia (z d. Durbajło), Krótkie wspomnienia
Kiedy tato został aresztowany przez NKWD i zabrany do więzienia, w domu przeprowadzona została rewizja. Nie pamiętam, czy było to w tym samym dniu, czy też w następnym. Brat Staszek, wówczas 16 – 17 latek, schował karabin prawdopodobnie pod obornikiem w chlewie. Nie wiem, czy była to broń ojca, czy jednego z partyzantów przebywających u nas. Sowieci, którzy przyjechali na rewizję, pytali brata, czy coś wie na temat Armii Krajowej, lecz on im nic nie powiedział. Wyprowadzili go wtedy za stajnię i tam mocno pobili, a potem wzięli do Lwowa na przesłuchanie. Szczęśliwie po kilku dniach został wypuszczony i wrócił do domu. Wkrótce potem opuściliśmy nasz dom i wyjechaliśmy wraz z innymi Polakami opuszczającymi Winniczki. Zamieszkaliśmy w Sośnicy.
Po spaleniu Sośnicy przez banderowców w maju 1946 roku przeprowadziliśmy się do innego domu. Był to mały, drewniany domek w bocznej uliczce niedaleko centrum wsi. Kiedyś w nocy, około godziny 2.00, byliśmy wówczas tylko z mamą (tato nie wrócił jeszcze z Sybiru), przyszli trzej banderowcy. Pukali do okna, kopali w drzwi i po ukraińsku wołali, żeby otwierać. Okropnie wtedy wszyscy baliśmy się. Siedzieliśmy w kącie na łóżku, a mama poszła otworzyć – nie wiedzieliśmy, czy będą chcieli nas spalić, czy zamordować. Banderowcy weszli do domu, ale nic nam nie zrobili. Zabrali tylko chleb, cukier, słoninę i mąkę. Mama prosiła ich, żeby i nam coś zostawili, ale oni powiedzieli: wy sobie poradzicie, a nasi chłopcy są głodni. Odchodząc ostrzegli, żebyśmy nikogo o tym nie powiadamiali, bo będzie z nami źle.