Szewczykowie

         Florentyna i Jan Szewczykowie mieszkali na przedmieściach Kamionki Strumiłowej (w województwie lwowskim) we własnym domu, obok którego znajdował się ogród oraz gospodarstwo rolne. Jan był urzędnikiem pocztowym, żona nie pracowała zawodowo, zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci – Marii i Joanny.

Wczesną wiosną 1943 roku bandy ukraińskich nacjonalistów zaczęły napadać na sąsiednie wioski. Z okien domu Szewczyków widać było łuny pożarów, które trawiły palone domostwa w pobliskich miejscowościach. Życie w Kamionce stawało się coraz bardziej niebezpieczne. Szczególnie ciężko sytuację zagrożenia znosiły dzieci, które żyjąc w ciągłym strachu nie chciały przebierać się do spania, obawiając się, że ich dom może zostać w nocy napadnięty i trzeba będzie uciekać.
Szewczykowie byli jednymi z pierwszych, którzy opuścili swoją ojcowiznę i miasto. Decyzję podjęli po tym, jak zaprzyjaźniony z Janem Ukrainiec ostrzegł go, by zabrał rodzinę i wyjechał, jeżeli chce uratować życie.

Nie zwlekając, Szewczykowie spakowali jedynie najpotrzebniejsze rzeczy i udali się do domu pewnej Ukrainki, która mieszkała w pobliżu stacji kolejowej. Tam czekali na pociąg do Przeworska, gdzie żyła ich dalsza rodzina. Wraz z nimi Kamionkę opuścił także ojciec Jana – Wojciech Szewczyk.

Po przyjeździe do Przeworska zamieszkali wspólnie z krewnymi, a Jan otrzymał pracę na miejscowej poczcie. Bardzo ciężkie warunki lokalowe zadecydowały o tym, że rodzina zgodziła się na wyjazd do Jarosławia, gdzie służbowo przeniesiony został Jan Szewczyk.

Jak wspomina po wielu latach pani Maria Szpyt (z domu Szewczyk): rodzinny dom pozostał na zawsze poza nami. Dziś mam tylko jego wspomnienie. Wszystkie następne miejsca zamieszkania były tylko tymczasowymi przystankami.