Sibiga Jadwiga

Jadwiga Sibiga z domu Kiełb, urodziła się we Lwowie w 1924 roku w wielodzietnej, rzemieślniczej rodzinie. Wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszkała na ulicy Nabielaka 14a.  Od wczesnych lat życia jej pasją był teatr, dlatego też spędzała wiele czasu w teatrze na Persenkówce. Mimo młodego wieku występowała w wystawianych tam przedstawieniach, m.in. “RWD-9”, “Los nr 13” czy “Taniec, przybyli ułani pod okienko”. Wychowywana w poczuciu wdzięczności za świeżo odzyskaną niepodległość, angażowała się w działalność organizacji młodzieżowych, m.in. należała do Związku Strzeleckiego na Persenkówce.

Podczas obrony Lwowa we wrześniu 1939 roku zaangażowała się jako ochotniczka do pomocy w Cywilnej Obronie Miasta. Chciała walczyć, lecz na to była za młoda – pomagała więc, jak umiała i mogła, m.in. jako sanitariuszka. Bardzo boleśnie przeżyła kapitulację miasta i okupację sowiecką. Jej buntownicza natura nie chciała pogodzić się z klęską i wprowadzanymi nowymi porządkami.
Po wznowieniu zajęć szkolnych na początku października 1939 roku przez krótki czas uczyła się w szkole dla przyszłych wychowawczyń przedszkoli, a następnie  w Szkole Pedagogicznej.

Ze względu na pogarszający się stan zdrowia, w 1942 roku znalazła się w sanatorium (prawdopodobnie w Hołosku), gdzie poznała swojego pierwszego męża – pracującego tam lekarza.  W wieku 19 lat wyszła za mąż i wraz z mężem zamieszkała we własnym mieszkaniu we Lwowie. Decyzja o zaręczynach i ślubie, po zaledwie kilkutygodniowej znajomości, była wielkim zaskoczeniem dla rodziców i rodzeństwa. Rok później mąż zmarł na skutek komplikacji po wypadku, któremu uległ.

Kiedy w 1944 roku miasto przechodziło ciężkie bombardowania, Jadwiga wraz z rodziną opuściła Lwów, udając się do Przeworska, gdzie mieszkali dalsi krewni. W Przeworsku ponownie wyszła za mąż za Juliana Sibigę, także Lwowianina, z którym przeprowadziła się do Jarosławia.

Kiedy w 1988 roku we Wrocławiu powstało Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo – Wschodnich, Jadwiga Sibiga bardzo mocno zaangażowała się w tworzenie jarosławskiego oddziału Towarzystwa. Przez wiele lat była jego prezesem i członkiem zarządu. Reprezentowała jarosławski oddział na zjazdach organizowanych przez Zarząd Główny. Jej dom był zawsze otwarty dla Kresowian. Chętnie spotykała się z młodzieżą, której opowiadała o swoim ukochanym mieście, starając się zaszczepić tę miłość młodszym pokoleniom.

Swą tęsknotę za miastem Semper Fidelis przelewała na papier, pisząc piękne wiersze i teksty wspomnieniowe. W 2004 roku ukazała się książka pt. “Tam i tu” – bardzo osobista, opowiadająca o życiu we Lwowie podczas okupacji oraz okolicznościach tworzenia Towarzystwa Miłośników Lwowa po transformacji ustrojowej w Polsce.  W 2007 roku ukazał się tomik  jej wierszy “Jest takie miasto”. Jadwiga Sibiga zmarła w 2011 roku i spoczęła obok swojego męża na Nowym Cmentarzu w Jarosławiu.

 

Lwowskie kwiaty

Jest takie Miasto na świecie jedyne

Miasto zielonych siedmiu wzgórz,

Tam najpiękniejsze rosną kasztany

i nie ma nigdzie piękniejszych bzów.

 

Jest taki dom przy mojej ulicy

przed domem kwitły róże herbaciane,

kiedyś żegnałam je odchodząc

do widzenia mówiłam, kochane.

 

Długo czekałam, lecz na próżno

ale wierzyłam, że tam powrócimy,

dawno powiędły herbaciane róże,

nie raz przekwitły bzy i jaśminy.

 

Nad Miastem przeszły wojenne burze,

po nas zostały tylko ślady łez,

przed domem nie ma jesiennych róży

i nie zakwita biały bez.

 

Jest takie Miasto na świecie jedyne

Miasto nadziei, marzeń i snów,

w tym Mieście kiedyś się spotkamy

i lwowskie kwiaty zakwitną znów.

 

Sen

Śniła mi się ulica Stryjska,

ulica bzów i kasztanów,

Park Stryjski prześliczny

i stare domy znajome.

 

Trochę wyżej Szkoła Kadetów

i chłopcy na warcie przed bramą,

obok mały cmentarz,

na który chodziłam z mamą.

 

Wzdłuż drogi szpalery kasztanów

prowadziły mnie aż do domu,

latem koiły cieniem,

przed chłodem chroniły jesienią.

 

Stara karczma przy drodze

w jarmułce Żyd brodaty,

na przystanku “dziesiątka”

jak przed laty.

 

I znowu kasztany, kasztany

i pełne wrzawy stadiony,

a ja ulicą biegnę zadyszana

odnaleźć czas miniony.

 

I nagle wszystko się skończyło,

mur wysoki wyrósł przede mną,

jak gdyby nigdy nic  nie było

tylko marzenie senne…