Krystyna Cichocka, „Władysław Jan Cichocki”

Ja nie mam rodzinnych wspomnień i związków z Kresami, ale miał je mój zmarły w 1981 roku mąż – Władysław Jan Cichocki. Urodził się 1 grudnia 1922 roku w Borszczowie w województwie tarnopolskim. Jego rodzicami byli Jan i Rozalia z domu Czubak. Miał troje rodzeństwa: siostry Antoninę
(ur. w 1908 r.) i Bronisławę (ur. w 1910 r.) oraz brata Aleksandra (ur. w 1921 r.). Dzisiaj już wszyscy nie żyją.

Dzieciństwo Władysław spędził beztrosko w Borszczowie. W 1938 roku zmarł jego ojciec, a on sam trafił pod opiekę szwagra – męża Bronisławy – Józefa Magdziarza, który był zawodowym żołnierzem służącym w Korpusie Ochrony Pogranicza. Swego szesnastoletniego podopiecznego „wcielił” do swojej jednostki, wyposażając go nie tylko w mundur wojskowy, ale przede wszystkim zapewniając przejście odpowiedniego przeszkolenia. Władysław uznany został za „syna pułku”. Bycie elewem dla młodego Władysława było czymś bardzo ważnym, do czego później często wracał w swoich wspomnieniach. W tym czasie był uczniem średniej Szkoły Handlowej.

Rok 1939 i okupacja sowiecka położyły kres dawnemu życiu. Władysław Cichocki otrzymał pracę w Borszczowie w miejscowej Fabryce Wyrobów Tytoniowych, w której pracował aż do 1944 roku, gdy miasto ponownie znalazło się w rękach rosyjskich. Pewnego dnia w fabryce pojawiło się kilku żołnierzy sowieckich, którzy wytypowali młodych, zdolnych do służby wojskowej mężczyzn i wywieźli ich w nieznanym nikomu kierunku, nie dając możliwości pożegnania się z najbliższymi. Później okazało się, że celem podróży było miasto Sumy w ZSRR, gdzie formowała się 4. Dywizja Piechoty im. J. Kilińskiego, wchodząca w skład I Armii Wojska Polskiego (tzw. Armii Berlinga). Po trwającym kilka tygodni przeszkoleniu jednostka wyruszyła na front, biorąc udział w walkach o warszawską Pragę, Wał Pomorski, forsowanie Odry i Nysy Łużyckiej, a potem także bojach o Berlin.

W ostatnim dniu walk o Kołobrzeg, 16 marca 1945 roku, mój mąż Władysław Cichocki został poważnie ranny – pocisk, który ugodził go w brzuch, przeszedł na wylot, nie uszkadzając jednak najważniejszych narządów. Nieprzytomnego znaleźli na plaży sanitariusze. Okazało się, że całkowicie zniszczony został znaczek identyfikacyjny i nie można było rozpoznać, kim jest jego właściciel. Jako NN mąż leżał nieprzytomny przez kilka dni
w polowym lazarecie, a oficjalnie w jego pułku uznano go za zmarłego. Tymczasem wojna dobiegła końca, a mąż trafił do szpitala w Rokietnicy pod Zabrzem na dalsze leczenie i rekonwalescencję.

Podczas gdy Władysław walczył w szeregach Wojska Polskiego, w Borszczowie narastało zagrożenie ze strony banderowców. Dlatego też Rozalia Cichocka z młodszym synem Aleksandrem, córką Bronią i wnukami opuścili Borszczów i pociągiem towarowym wyjechali do Polski. Już w nowym miejscu zamieszkania, jakim stał się Jarosław, podjęli starania o odnalezienie swoich bliskich: Władysława oraz jego szwagra Józefa Magdziarza, który podczas kampanii wrześniowej trafił do sowieckiej niewoli. Rozalia Cichocka wraz z rodziną zamieszkała w niewielkim domu na ulicy Cmentarnej 6, gdzie zakwaterowano także inne przybyłe ze Wschodu rodziny. W bardzo ciężkich warunkach mieszkało tam 15 osób. Wkrótce z Polskiego Czerwonego Krzyża nadeszła wiadomość, że Władysław Jan Cichocki zginął w walkach o Kołobrzeg w dniu 16 marca 1945 roku. Dla rodziny był to ogromny wstrząs i szok, tym głębszy, że nieznane były ciągle także losy Józefa Magdziarza, którego doszukiwano się wśród ofiar sowieckiej zbrodni popełnionej w Katyniu. W kościele ojców dominikanów zamówiona została msza św. w intencji Władysława, podczas której rodzina i znajomi modlili się za przedwcześnie zmarłego.

Tymczasem on sam, już jako rekonwalescent, mógł swobodnie wychodzić ze szpitala, aby uczestniczyć w odradzającym się życiu sportowym
i kulturalnym. Podczas jednego wyjścia na mecz piłki nożnej do męża podszedł pewien mężczyzna i zapytał: Ty jesteś Władysław Cichocki? Okazało się, że był to człowiek z Borszczowa, który tym samym pociągiem, co rodzina męża, przybył do Jarosławia i zamieszkał w tym samym domu. Ten szczęśliwy traf sprawił, że mąż zamiast na mecz piłki nożnej trafił do pociągu do Jarosławia, a w podróży towarzyszył mu ów sąsiad z Borszczowa. Tym sposobem mąż dotarł do swoich bliskich.

A co działo się z Józefem Magdziarzem? Część jeńców trafiła do Katynia, inni, do których należał także szwagier męża, znaleźli się w grupie żołnierzy zesłanych na Syberię. W 1941 roku, gdy zaczęła się tworzyć Armia Andersa, Józef Magdziarz opuścił miejsce zsyłki i dołączył do tworzącego się wojska polskiego. Wraz z nim opuścił ZSRR, a następnie przeszedł cały szlak bojowy, walcząc m.in. pod Monte Cassino. Po krótkim pobycie w Anglii zdecydował się na powrót do Polski i w 1947 lub 1948 roku dotarł do Jarosławia, gdzie połączył się ze swoją rodziną: żoną i synami. Do chwili przejścia na emeryturę Józef Magdziarz pracował w miejscowej Szkole Muzycznej.

Mój mąż, Władysław Cichocki, pomimo bardzo znacznego ubytku na zdrowiu, przez trzydzieści lat pełnił odpowiedzialne funkcje w Spółdzielni Inwalidów Praca w Jarosławiu. Każdego roku 16 marca był zapraszany do Kołobrzegu jako jeden z gości honorowych na uroczystości zdobycia miasta w 1945 r. Na Cmentarzu wojskowym w Kołobrzegu na zbiorowej mogile poległych w walkach w 1945 roku była tablica z nazwiskiem męża i datą jego śmierci. To było swego rodzaju memento mori, chociaż mąż cieszył się życiem i zdrowiem o 36 lat dłużej. Śmierć przyszła niemal dokładnie w rocznicę walk o Kołobrzeg – 15 marca 1981 roku. Jego droga z Borszczowa do Jarosławia wiodła przez Kołobrzeg i Śląsk. Władysław Jan Cichocki spoczywa na Starym Cmentarzu w Jarosławiu