Józefa Kołodziej z d. Krzyworączka – opuszczenie Świdnicy

„Mama opowiadała, że po tym jak Tato uciekł tutaj, mieszkałyśmy same tylko z jego matką i siostrami. Pewnego dnia przyszedł do naszego domu banderowiec, który chodził i szukał Polaków w okolicznych wsiach, żeby później wiedzieć gdzie przyjechać aby ich zabić. Podszedł do mojej mamy i spytał czy jest Polką gdy potwierdziła, zapytał, szturchając mnie patykiem po nodze, czy my z siostrą też jesteśmy Polkami – mama oczywiście potwierdziła. Wtedy on powiedział do mamy, że na Kresach nie ma miejsca dla Polaków, kazał jej zabrać nas obie, iść do pobliskiej rzeki i popłynąć do Polski. Mama bojąc się, że banderowiec chce ją wywabić z domu i zabić nie zrobiła tego.  Po kilku dniach mama poszła nad tę rzekę, pomóc ciotce zbierać siano. Ciotka miała do niej dołączyć po pracy, więc mama zbierała je sama. Po pewnym czasie usłyszała, że ktoś do niej krzyknął, podniosła oczy i zobaczyła tego samego banderowca. Przeraziła się bardzo, zamarła, zamknęła oczy i czekała aż ją zastrzeli, bo nie liczyła, że uda się jej uciec. Po chwili, gdy otworzyła oczy okazało się, że ten człowiek sobie poszedł. Zaraz po tym zdarzeniu uciekła z nami. Możliwe, że uratowało ją to, że jej ojciec był Ukraińcem i sołtysem w Świdnicy i ten banderowiec przez wzgląd na niego oszczędził naszą mamę”

 

Józefa Kołodziej, z domu Krzyworączka – maj 2016 r.