Alicja Rybska, Wspomnienia z dzieciństwa

W lutym 1945 roku ojciec – Wilhelm Jakubowski – został ciężko ranny w okolicach Tczewa. Po tafli jeziora doczołgał się w szuwary. Po niebie latały samoloty niemieckie, z których piloci strzelali do rannych polskich żołnierzy. Wieczorem służby medyczne pozbierały jeszcze żywych. Ojciec znalazł się w szpitalu w Otwocku pod Warszawą. Był przygotowywany do amputacji nogi. Wówczas radziecki lekarz powiedział: to młody chłopak, ja mu tę nogę uratuję. Przeprowadził udaną operację.

Mój brat Leszek (1947 r.) ciężko zachorował. Jego ciało było całe pokryte pęcherzami. Trafił do jarosławskiego szpitala, skąd wypisano go w stanie beznadziejnym. Wtedy ciocia Kazia Jakubowska, dyplomowana pielęgniarka ze Lwowa, zamiesiła ciasto z kilku rodzajów mąki. Tym wilgotnym ciastem okładała plecy brata. Dziecko przestało płakać, co dla nas było niewysłowioną ulgą. Po jakimś czasie Leszek wyzdrowiał, w co lekarze nie chcieli wierzyć.

Moja Mama po śmierci ojca znalazła się w sierocińcu prowadzonym w Czortkowie przez siostry karmelitanki. Jak opowiadała, dzieci były tam ciągle głodne – chyba porcje jedzenia, które otrzymywały, były bardzo małe. Kiedy do klasztoru przyjechał z wizytą biskup, stoły uginały się od wszelakich łakoci. Te małe dzieci tak bardzo chciały dostać choć po jednym cukierku. Dostały święte obrazki….

Obok naszego domu w Czortkowie na ulicy Zielonej 21stała willa hrabiego Władysława Geringera. Pewnego razu o zmroku hrabia przyszedł do nas z pękiem kluczy do swoich pomieszczeń. Mama Maria Jakubowska absolutnie nie chciała tych kluczy przyjąć. Hrabia Geringer powiedział wówczas, że ani on, ani jego rodzina nie są w stanie dłużej znosić ciągłej inwigilacji i groźby zsyłki, dlatego podjęli decyzję o ucieczce za granicę. Mogą wyjść tylko w tym, co na sobie, bez żadnych bagaży. Ostatecznie użył takiego argumentu: kiedy jego dom zajmą Rosjanie, będą w piecach palić naszymi meblami, które sprowadziliśmy z Wiednia, to samo zrobią z książkami. Mama klucze przyjęła.

W Jarosławiu żyliśmy w atmosferze tymczasowości, nadzieją na powrót. Nawet wujek Roman Jakubowski, wykształcony i bywały w świecie, planował zakup w Holandii sadzonek jabłoni i wskazywał miejsce w ogrodzie w Czortkowie, gdzie je posadzi. Ojciec chciał rozbudować pasiekę. Mówił o nasionach kwiatów, jakie będzie wysiewał, z których pszczoły będą miały pożytek.

Ja, Alicja Rybska, germanistka po Uniwersytecie Wrocławskim, z upodobania jestem florystką (po rocznym kursie). Mam na swoim koncie sporo nagród za organizowane wystawy, jak np. Wpływ roślin leczniczych na zdrowie, Rzadkie rośliny lecznicze.
Po drugim roku moich studiów pojechaliśmy z rodzicami i bratem Leszkiem do Czortkowa do babi. Żal było patrzeć jak bardzo zawiedziony był ojciec. To nie był już „jego” wytęskniony Czortków.